Witajcie, Kochani!
Ach, sobota, sobota i jeszcze raz: SOBOTA! Nie ma to jak ;). Od tygodnia siedzę w domu z zapaleniem migdałków :( i nudzi mi się niemiłosiernie! Więc pomyślałam sobie, że może Nasi Czytelnicy mają ochotę na jakiś horror w sobotni wieczór? :) Dzisiaj napisałam (nie wiem, czy można to tak nazwać) opowiadanie grozy. Trochę zaszalałam, jako, że normalnie nie piszę rzeczy tego typu, ale straaaaasznie mnie wciągnęło ;D. Zatem miłego czytania!
Siedzę przy stole kuchennym. Nudzi mi się. Nagle wszystko zaczyna mnie denerwować: stukający zegar z wahadłem, który doprowadza mnie do szału, zmieniając położenie dużej wskazówki, dokładnie co minutę. Nie mogę znieść odoru krzepnącej krwi i upierdliwych much brzęczących bez przerwy nad upapranymi szkarłatną mazią głowami moich rodziców. Stuk-puk... Bzzz... Stuk-puk... Bzzz... Stuk... Nie mogę!
Wstaję z krzesła i idę w stronę schodów prowadzących na piętro. Po drodze kopię z niesmakiem zmasakrowane ciała, żeby utorować sobie drogę na korytarz. Odór jest naprawdę nieznośny! Próbuję go znosić już od kilku dni, ale (sądząc po wielu siniakach i złamaniach, których przybyło w tym czasie na zwłokach z mojej winy) nie idzie mi to najlepiej. A kiedy rozpocznie się proces gnicia... Chyba JUŻ zacznę się pakować. Tak na wszelki wypadek...
Idę korytarzem do swojego pokoju. Każdemu mojemu krokowi towarzyszy seria następujących odgłosów: plask! plusk! plum! Dokładnie w takiej kolejności.
W końcu udaje mi się przedrzeć przez zalaną krwią podłogę i docieram bezpiecznie do klatki schodowej. No... Prawie bezpiecznie, bo ucierpiały moje ukochane kapcie z białymi pomponami. Choroba, a tak je lubiłam!
Wchodzę do mojego nieskazitelnie czystego, białego pokoju. I nagle mnie coś trafia: parę dni temu cały dom był tej barwy. Teraz parter jest czerwony. Właściwie tylko mój pokój pozostał w stanie dawnej świetności.
Ja piórkuję! Zaraz coś rozwalę! Już tutaj czuć te trupy! Tyle czasu już jestem z tymi czterema nieboszczykami, że niemal potrafię rozróżniać, który fetor jest czyj... A jeden cuchnie gorzej od drugiego! Nie, nie... Nie wyrabiam...
Nagle mój wzrok napotyka podłogę i niemal mdleję. Przed wejściem do pokoju nie zdjęłam kapci i całe moje piękne, białe płytki są we krwi. MOJE PIĘKNE BIAŁE PŁYTKI!
Lecę (ale nie dosłownie) do łazienki po mopa.
Jestem głupia. Znowu zapomniałam pozbyć się Pomponików! Niesiona złością wrzucam puchate kapcie do wanny.
Ufff... Łazienka i moje płyteczki znów wyglądają tak, jak należy.
Jestem głodna. Tym razem pamiętam, żeby włożyć na stopy jakieś stare skarpetki, takie, których nie będzie potem szkoda. Schodzę na dół. Minutkę brodzę w bajorku, które powstało w korytarzu. W kuchni, na szczęście, nie ma aż tak dużo brązowej cieczy, a przynajmniej jest jest jej na tyle mało, żebym nie brzydziła się tam spokojnie zjeść kolacji. Patrzę przez okno. Ostatnie wakacyjne słońce właśnie zachodzi. (Teraz już) prawie białe ściany płoną niezwykłą mieszaniną ognia, złota i różu. Chyba rozumiem, dlaczego rodzice pomalowali cały dom na biało.
Sącząc pomału herbatę z misiowego kubka z S.A.G.I., patrzę na leżące bezwładnie ciała rodziców.
- Jednak macie gust.
Gryzę łąpczywie kanapkę, dalej obserwując zwłoki. Zatrzymuję wzrok na mamie. Nawet ze zmiażdżoną głową jest piękna. Jej naturalne miodowe blond włosy wydają się emanować własnym światłem w blasku ostatnich promieni wieczornego słońca. Dobrze, że nie mam włosów po tobie, bo pewnie leżałabym tu teraz z wami, myślę. I dobrze, że tata był kiedyś na tyle roztrzepany, żeby zostawić mi na widoku kartkę z zapisanym szyfrem do sejfu z pistoletem.
Podoba wam się? Włożyłam w to cały mój pisarski zapęd i chyba wyszło nieźle. Chcecie, żebym napisała kolejną część? Wszystko zależy od Was! Czekam na wasze opinie!
Buziaki!
Kasia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz